panorama
panorama
relacja uczestnicy trasa porady galeria
strona główna nasza Europa księga gości linki

Niemcy

Bawaria to świetne miejsce do uprawiania turystyki rowerowej. Dużo oznakowanych tras rowerowych i dróg rowerowych pomiędzy miejscowościami, nie tylko równoległych do dróg samochodowych, ale też wytyczonych zupełnie niezależnie, przez fajne tereny. Krajobraz lekko pofałdowany czyli ładne widoki, ale bez zbytniego zmęczenia, a tle widać Alpy... ogólnie polecam, również a nawet zwłaszcza do "lajtowej" turystyki rodzinnej. Praktycznie całą Bawarię można zjechać po trasach rowerowych.

Niedaleko Monachium można się wykąpać w Starnberger See. Typową atrakcją regionu jest zamek Neuschwanstein. Na widokówkach wygląda ładniej niż w rzeczywistości, bo są to zazwyczaj zdjęcia "z lotu ptaka", a normalnie ogląda się go "od dołu".

Nietypowym rodzajem sklepu, z jakim spotkaliśmy się w Bawarii są sklepy spożywcze połączone z barami. Można zarówno kupić bułki, szynkę czy ser na wagę, jak i sprzedawca może zrobić kanapkę i można ją zjeść przy stoliku. Można też zamówić kawę z automatu, herbatę czy podgrzać jakąś parówkę w mikrofali. Natomiast jest to relatywnie drogie, oczywiście znacznie taniej jest kupować jedzenie w dyskontach czy nawet zwykłych sklepach samoobsługowych (dyskontów dużo nie widzieliśmy, choć oczywiście trafił się Lidl, pewnie dlatego że przejeżdżaliśmy raczej przez mało zurbanizowane tereny).
Szwajcaria

No tutaj już są Alpy czyli konkretne podjazdy pod przełęcze.
Również sporo dróg rowerowych (choć raczej na bardziej płaskich terenach, pod przełęcze nie ma dróg rowerowych).
Ceny w sklepach nie aż takie tragiczne, jak się tego spodziewaliśmy.
Ciekawostką jest duża ilość wojska, zwłaszcza na terenach przygranicznych.
Przy drogach spotykaliśmy kraniki z wodą.
Włochy

Alpy - poza paroma pomniejszymi wjechaliśmy na dwie konkretne przełęcze - Passo di Stelvio i Passo Di Gavia. Pierwsza jest bardzo skomercjalizowana (najwyższa przełęcz we Włoszech, druga co do wysokości w Alpach) - całe tabuny rowerzystów, motocyklistów i samochodziarzy. Z przełęczy można wejść (już pieszo) na ponad 3 tysiące metrów.

Druga (Passo Di Gavia, niedaleko Stelvio) jest mało znana, wjeżdża się tam wąską i mało uczęszczaną drogą (ale dobry asfalt), z której są przepiękne widoki. Naprawdę warto.

Płaska część Włoch (okolice Mediolanu) to już raczej trzaskanie kilometrów.

Wybrzeże Morza Śródziemnego podobnie jak we Francji - cały teren mocno zabudowany, praktycznie nie ma dziewiczych plaż. Natomiast nocowaliśmy na plaży praktycznie w centrum kurortu - rozłożyliśmy się na karimatach jak już się zrobiło ciemno, a zebraliśmy się o świcie.

Mało Włochów umie mówić w innym języku niż po Włosku. Generalnie nasza ekipa potrafi się porozumieć po angielsku, francusku i niemiecku, ale we Włoszech z tego był niewielki użytek (poza terenami przy granicy ze Szwajcarią, gdzie mieszka mniejszość niemieckojęzyczna). Mieliśmy ochotę zapytać kogoś, kto po zadaniu mu pytania po angielsku zaczął nawijać po swojemu: "Excuse me, do you speak something normal?" :)
Francja

Jechaliśmy mniej więcej wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego i przez Pireneje.

Lazurowe Wybrzeże - przereklamowany kurort. Ładnie to wygląda na zdjęciach, ale ogólnie jest kiczowato, plaża praktycznie przy drodze asfaltowej (zapomnijcie o naturze), tłumy ludzi, ruch na drogach no i oczywiście drogo. Dużo spokojniej jest w Langwedocji (okolice Montpellier).

Blisko morza kempingi są strasznie drogie i nie ma miejsc. Natomiast wystarczy odjechać trochę w głąb lądu, aby znaleźć tani kameralny kemping. Namiotów w suchych śródziemnomorskich zaroślach lepiej nie rozbijać, gdyż ze względu na zagrożenie pożarowe zakaz biwakowania na dziko ma swoje uzasadnienie. Poza noclegami na campingach i na plaży spaliśmy jednak w takich zaroślach, ale bez rozbijania namiotów - po prostu na karimatach.

We Francji raczej nie ma dyskontów, natomiast jest mnóstwo super- i hipermarketów. Generalnie w niedziele są one pozamykane, ale w nadmorskich kurortach w wakacje często również w niedziele są otwarte (wisi kartka z informacją, że wyjątkowo w okresie wakacyjnym sklep czynny również w niedziele).

Mało Francuzów potrafi się porozumiewać w innym języku niż francuski (ogólnie oni nie lubią Anglików ani Amerykanów, więc niechętnie uczą się angielskiego).
Liechtenstein/Monako/Andorra

Monako: państwo policyjne, na każdym skrzyżowaniu stoi policjant. Jacyś strasznie pruderyjni ludzie tam mieszkają - policjant kazał Knorrowi założyć t-shirta, gdy jechał bez koszulki, mimo że był potworny upał. Napotkaliśmy też znak informujący, że poza plażą nie wolno chodzić z odsłoniętym torsem, w stoju kąpielowym i... boso :)

Liechtenstein: generalnie nie ma tam nic ciekawego. Vaduz jest małym miasteczkiem z dużą ilością banków.

Andorra: jedyny z trzech mini-krajów, w którym nocowaliśmy. Andorra położona jest wysoko, jedzie się przez przełęcz, a zatem dojazd tam rowerem nie jest taki trywialny. Ceny żywności takie jak wszędzie w okolicy (tani jest alkohol, papierosy i benzyna, ale tymi artykułami akurat nie byliśmy zainteresowani). Na drodze od strony Francji jest tunel do którego jest zakaz wjazdu rowerów, a z drugiej strony jest szlaban i kasa na opłaty. Istnieje droga alternatywna - przejazd serpentynami nad tunelem. My przejechaliśmy przez tunel i nas puścili, ale na naszą koszyść przemawiał fakt, że była burza, mgła, zerowa widoczność i twierdziliśmy, że nie zauważliśmy znaku, bo nic nie było widać. Z drugiej strony przy ładnej pogodzie możnaby przejechać górą.
Hiszpania

W Hiszpanii jest obowiązek używania kasków rowerowych i celnicy na granicy się tego czepiają (my wjeżdżaliśmy od strony Andorry, Andorra nie jest w Schengen i jest normalna granica, co więcej są duże kolejki, bo ludzie jeżdżą po benzynę, papierosy i alkohol).

Antek nocując na plaży o mało nie został okradziony (zareagował w porę), więc należy uważać przy tego typu noclegach.
rowerzysta

Autor strony: Jacek Nowak         Layout zaprojektował: Jakub Sochacki         Zdjęcia zostały zrobione przez różnych uczestników wypraw.